Hiob

Ta wyprawa była dla nas przyjemnością

Kiedy z gór zeszliśmy w kwitnące doliny

Parobcy porzucili domy broń i stada

Obrońcy zginęli śmiercią bohaterską

Równaliśmy z ziemią winnice i zasiewy

Nasze ręce dymiły ludzką krwią i tłuszczem

I z całej krainy nie pozostał po nas

Kamień na kamieniu ani zdrowy człowiek

Widzieliśmy łupów naszych właściciela

Cały w strupach i wrzodach trwał w pogorzelisku

Tuż przed naszym najazdem stracił wszystkie dzieci

W gruzach domu przez piorun zburzonego w nocy

Nie znał chyba ten człowiek łaski swego Boga

Lecz wielbił Go nadal choć nieludzkim głosem

Staliśmy milcząc dobić ktoś go chciał z litości

Ale stracił śmiałość wobec takiej wiary

''Gdy zgwałcili mi żonę - sławię słodycz jej ciała

Braci synów już nie ma - ja wciąż z nimi rozmawiam

Roztrzaskali domostwo - ja kamienie całuję

Zawlekli mnie na śmietnik - w słońce się wpatruję

Zmiażdżyli mi podbrzusze - miłość nie da się zgubić

Wyszarpali mi język - więc palcami coś mówię

Wykłuli mi źrenice - myśl się z myślą zaplata

Dzięki Ci Boże! Stworzyłeś najpiękniejszy ze światów!*''

Wódz gotowych na wszystko bitnych górskich plemion

Chciałbym być bogiem takich jak ten człowiek ludzi

Jeden starczył by dźwignąć i utrzymać w górze

Świat Boga i nicość przez Niego mu daną

Chociaż zniszczyć Go jednym mógł wzruszeniem ramion

''Gdy zgwałcili mi żonę - sławię słodycz jej ciała

Braci synów już nie ma - ja wciąż z nimi rozmawiam

Roztrzaskali domostwo - ja kamienie całuję

Zawlekli mnie na śmietnik - w słońce się wpatruję

Zmiażdżyli mi podbrzusze - miłość nie da się zgubić

Wyszarpali mi język - więc palcami coś mówię

Wykłuli mi źrenice - myśl się z myślą zaplata

Dzięki Ci Boże! Stworzyłeś najpiękniejszy ze światów!''

* Tekst Anny Trojanowskiej.

Vyšlo na albech

2002
2002